Święto Holi

Katmandu przywitało nas deszczową pogodą. Kierownik wyprawy Sunil zapakował nas do rozklekotanego busa a bagaże przywiązał na dachu. Nocna podróż przez nigdy nie zasypiające miasto była naszą pierwszą atrakcją. Jazda była naprawdę ekstremalna. Brak wyznaczonych pasów ruchu, wpychanie się na trzeciego, ciągłe trąbienie, wszechobecne rowery i skutery, co najdziwniejsze nie ma tu tak dużo wypadków. Przejechaliśmy prawie całe miasto z zatrzymaliśmy się na zboczu jednej z Gór otaczających Katmandu. Widok nocnego miasta z góry był niesamowity. Zatrzymaliśmy się w aszramie, nasze pokoje były dwuosobowe, malutkie z wygodnymi łóżkami i małą toaletą.

Kolejnego dnia z samego rana Ruszyliśmy z podróż do Pokary. To stamtąd mieliśmy wyruszyć na nasz trekking. To tylko 200 kilometrów ale przez górzyste tereny zajęło nam to 10 godzin z przystankiem na zmianę opony i obiadokolację. 

Wyjeżdżając z Katmandu widzieliśmy ostatni dzień Święta Holi. Większość ludzi, których widzieliśmy z okna autobusu miała na sobie kolorowy pył.
Nepal kilkanaście lat temu przeżył dość mocne trzęsienie ziemi, po którym do tej pory nie został  jeszcze odbudowany. Widzieliśmy bardzo dużo budynków zniszczonych, zawalonych, ale też dużo nowych. Tutaj bardzo mocno widać połączenie starej Kultury z nowoczesnością, które nie do końca wzbudza zachwyt. Wszechobecne śmieci, byle jak zbudowane szopy, ludzie siedzący na ulicy to dla nas niecodzienny widok.